Premierowe indywidualne zawody Pucharu Świata w Wiśle wygrał Daniel Andre Tande. Dużo więcej niż o powrocie Norwega, który w poprzednim sezonie zdobył tylko 106 punktów, mówiło się o problemach z wiatrem i zeskokiem. – To było tak fair, jak granie w piłkę pięciu na jedenastu – podsumował niedzielne zawody Stefan Kraft.
Według przeliczników za wiatr trzeci skoczek poprzedniego sezonu Pucharu Świata w pierwszej serii trafił na bezwietrzne warunki. I wylądował na zaledwie 109. metrze, co dało mu 24. miejsce. W drugiej Austriak poprawił się tylko o trzy pozycje.
Rozczarowani wynikami byli także Niemcy. Po pierwszej serii prowadził Karl Geiger, ale w drugiej serii zanotował siedemnasty wynik i spadł na siódme miejsce. – W drugiej serii Karl nie miał żadnych szans. Szkoda, bo jest w świetnej formie, ale w drugiej serii nie mógł tego udowodnić – pieklił się w rozmowie z niemieckimi mediami Stefan Horngacher. – Dziś oddałem dwa równe skoki, ale efekt był różny. Skakanie było trochę niebezpieczne i trzeba było liczyć na szczęście. Mi zabrakło go w najważniejszym momencie – dodał Geiger.
Ostatni w zmaganiach w Wiśle był Markus Eisenbichler, który skoczył zaledwie 73 metry. – Wpadłem w ciszę. Gdy w powietrzu nie ma noszenia, spada się tak jak ja. Zostałem dopchnięty do zeskoku i nic nie mogłem z tym zrobić – przyznał czterokrotny złoty medalista mistrzostw świata, który w dalszej części wywiadu opisywał swoją próbę nieparlamentarnymi słowami.
Gdy Austriacy i Niemcy narzekali, szczęśliwy był Daniel-Andre Tande. Norweg po pierwszej serii był drugi, a w finałowym skoku nie dał szans rywalom i po skoku na 129 metrów triumfował. Dzięki wygranej Tande ma już niemal tyle samo punktów, co w całym poprzednim sezonie. – To było niesamowite uczucie. I z pewnością nieoczekiwane. Nie skakałem dobrze na treningu, więc nie spodziewałem się, że będę walczył o najwyższe cele – cieszył się 25-latek.
Norweg wygrał i długością, i stylem skoku. Za dwie próby Tande zdobył 109,5 na 120 możliwych punkt za styl. Na co dzień to słaby wynik, w Wiśle najlepszy. I to najlepiej świadczy o trudnościach, jakie z lądowaniem mieli skoczkowie. Przekonał się o tym Piotr Żyła, który zaliczył poważny upadek.
Wszystko wyglądało bardzo groźnie, a Żyła opuszczał zeskok z zakrwawioną twarzą. Na szczęście Polak z wypadku wyszedł niemal bez szwanku.
Najnowsze informacje przekazane w sprawie Piotra #Żyly. Skończyło się tylko na otarciach i potłuczeniach. Na szczęście wszystko w porządku ����@sport_tvppl #skokiTVP #skijumpingfamily
— Paweł Baran (@pawelbae) November 24, 2019